W KRĘGU WSPOMNIEŃ DZIAŁKOWCÓW - działka moją miłością i moją radością.

 To było lato 1968r. Mój majster w zakładzie pracy, w którym wtedy pracowałem, pan Łupkowski namówił mnie, abym nabył działkę w „MELIORANCIE”. On już był użytkownikiem działki na tym terenie. Poszedłem do zakładu „Meliorant” do prezesa pana Adrycha i załatwiłem wszelkie formalności. Byłem zdecydowany na nabycie tej działki, ponieważ teściowie przechodzili na emeryturę i PGN zabrał im przydomowy ogródek. Tak więc wszyscy włączyliśmy się w pracę na działce. A pracy było wiele i to ciężkiej pracy. Nie były to działki takie jak teraz. Nasze działki są usytuowane na mokrym terenie. Ziemia jest ciężka, iłowata. Po każdym deszczu robiły się potworne koleiny. Na kolanach, usuwało się z ziemi rosnący do uprzykrzenia perz i chwasty niebywałych rozmiarów. Powierzchnię danej działki zaznaczało się palikami. Ale ten ciężar pracy i zmagania z naturą pozwoliły nam pokonać trudności i mobilizowały nas do porządkowania terenu i rozpoczęcia procesu nasadzeń. Działki były typowo warzywnicze. Uprawialiśmy zdrowe i okazałe warzywa. Drzewa owocowe rodziły dorodne grusze, jabłka, renklody, morele, czereśnie, wiśnie, śliwy różnych odmian. Prześliczne zaś, kolorowe kwiaty nie tylko cieszyły nasze oczy, ale przecudnie pachniały. Ze smutkiem jednak wspominam rok 1986r. Awaria w Czarnobylu zniszczyła nam wiele pięknych odmian warzyw i owoców, a także i ludzkie zdrowie, co skutki tego wydarzenia są widoczne i odczuwalne do dziś. Były też lata deszczowe, gdzie powódź niszczyła dużo upraw i zalewała nasze działki. Na szczęście stan wody się obniżył z chwilą powstania Piekarni Mechanicznej na ul. Pietrusińskiego. Pragnę też przypomnieć, że w tamtych czasach na naszych działkach nie było turkuci podjadków. One zaistniały wtedy, gdy zaczęto przywozić ziemię i nawóz z innych terenów. Szczególnie nawóz z Zakładów Mięsnych. Działkowicze przywozili hałdy ziemi, aby podnieść nieco niski teren i taczkami dowozili je do swojej działki. Ja nie hodowałem zwierząt, ale sąsiedzi mieli gołąbki, świnki, kury, kaczki i króliki.

Pierwszym prezesem był pan Adrych. Później krótko pan Zelmański. Z 10 lat funkcję prezesa sprawował pan Majtkowski. Po nim był pan Meszyński, miał działkę nr 28. Byłem u niego społecznym instruktorem SSI, a po nim do 2008 roku ja przejąłem obowiązki prezesa. W obecnym zarządzie jestem skarbnikiem.

Działka to moje życie, to moja miłość. Ja się na niej realizuję. Serce nie kołacze, ale bije miarowo, gdy z dumą patrzę na mój ogród, na kolorowe rabaty, usłane kwiatami, które kocha moja żona Krysia. Na soczyste owoce, którymi zajadamy się w sezonie, na wyśmienite ekologiczne zupy, które zawsze smakują, na oczko wodne, przy którym w cieniu drzew odpoczywamy, ja i moja Krystynka.

Alfred Lewandowski, fotografie ze zbiorów osobistych.